wtorek, 28 grudnia 2010

Splinter Cell Conviction - recenzja gry

Autorem artykułu jest pikej



Zwlekałem odrobinę z zakupem Splinter Cell: Conviction z uwagi na jej wysoką cenę i fakt, że nie miałem jeszcze przyjemności spotkać Sama Fishera w poprzednich odcinkach. Moje obawy były zupełnie nieuzasadnione - Conviction jest samodzielnym tytułem i to bardzo wciągającym.

splinter cell conviction recenzja

Jeżeli lubisz gry akcji, masz nerwy ze stali i jesteś typem drapieżnika, to ta gra jest z pewnością dla Ciebie.

Fabuła

Z tego co zdążyłem wywnioskować, to fabuła Splinter Cell: Conviction nawiązuje bezpośrednio do poprzedniej części serii, Double Agent. Rozpoczęcie gry przypomina początek jakiegoś dobrego sensacyjnego filmu. Zrelaksowany, popijający kawkę w restauracji na Malcie Sam Fisher otrzymuje wiadomość od znanej z poprzedniego odcinka Anny "Grim" Grímsdóttir, że w jego kierunku zmierza uzbrojona po zęby grupa zamachowców. Nie chcąc rozstawać się z życiem, błyskawicznie daje nura w najbliższą ciemną uliczkę i znika bez śladu. Gdy Anna w dalszej części rozmowy informuje Sama, że jego ukochana córka Sarah jednak żyje, Fisher się wkurza, polujący na niego stają się zwierzyną a akcja nabiera jeszcze większego tempa. Główny bohater staje się w ten sposób zakładnikiem Third Echelon - chcąc dotrzeć do córki nie ma innego wyjścia jak podjąć współpracę.

Nie chcąc spojlerować za bardzo napiszę jedynie, że cała intryga została dobrze napisana i do końca trzyma w napięciu. Osoby, które nie grały w poprzednie części Splinter Cell i nie są dobrze zorientowane w temacie, mogą liczyć w trakcie gry na małe podpowiedzi - grając obserwujemy na ścianach od czasu do czasu jakby reminiscencje, projekcje sytuacji z poprzednich odcinków. Ciekawie rozwiązano również info o aktualnej misji - jej przypomnienie nie pojawia się w formie jakiegoś odrębnego menu, ale zostaje udostępnione jako napisy wyświetlane na przedmiotach i ścianach w samej gameplay (patrz obrazek poniżej).

Prezentacja

Splinter Cell: Conviction wygląda bardzo dobrze, zastosowano sporo nowych technik powodujących, że gra się z wielką przyjemnością. W grze jest kilkanaście poziomów i poprzetykane są one quicktime eventami pomagającymi w płynnym przechodzeniu do kolejnych scen. Gra wydaje się być dopięta na ostatni guzik, nie ma tam nic przypadkowego, fizyka działa bez zarzutu, można grać bardzo precyzyjnie, słowem „wszystko działa jak należy".

Rozgrywkę prowadzimy z perspektywy trzeciej osoby z kamerą nad ramieniem Sama. Możemy posługiwać się nią z dużą swobodą i dzięki temu mamy spore pole widzenia. Do miejsc niedostępnych możemy dotrzeć korzystając z kilku gadżetów, np. włożenie pod drzwi lusterka umożliwia sprawdzenie co się za nimi kryje. Jest mnóstwo ciekawych ujęć, jak na przykład zoomowanie kamery podczas celowania oraz w czasie tzn. „Mark & Execute", o którym za chwilę.

Jedną z najświetniejszych rzeczy w Splinter Cell: Conviction jest niezwykle prosty i intuicyjny system ostrzeżeń. W grze nie znajdziemy żadnych czujników dających nam znać o zagrożeniu czy wizualizacji tego, co widzą nasi przeciwnicy. Jeżeli Fisher pozostaje w ukryciu i jest niewidoczny, kolory w grze są czarno białe, natomiast jego ujawnienie się czy zauważenie jest sygnalizowanie powrotem innych kolorów (aż dziw bierze, że znalezienie tego patentu zajęło twórcom gier kilkadziesiąt lat).
Równie dobrze zaprojektowano tutorial samej gry. Nie jest to nużąca czynność odbywająca się gdzieś na zewnątrz samej gry, w Splinter Cell gramy i uczymy się jednocześnie poznając dostępne opcje w konkretnej sytuacji.

Sfera audio jest bez zarzutu, wszelkie dźwięki i głosy postaci są na najwyższym poziomie. Na uwagę zasługuje genialny głos Sama, zwłaszcza w quick eventach i scenach przesłuchań. Ciarki czasami przechodzą po plecach ale bywają też momenty humorystycze, gdy np. Fisher wyrzucając kogoś przez okno poddaje w wątpliwość jego umiejętności latania.

Jedynymi rzeczami, do których mogę się przyczepić są: możliwość strzelania "poprzez przedmioty" oraz zbyt ograniczona ilość kwestii wypowiadanych przez naszych przeciwników. Siedzimy sobie np. przyczajeni za jakąś skrzynią i strzelając obserwujemy, że pociski przelatują przez nią jakby w ogóle jej nie było. Sprawa druga - chociaż dźwiękowcy spisali się na medal to byli chyba cholernie leniwi bo nagrali zaledwie kilka kwestii wypowiadanych przez nieprzyjaciół Sama. Kwestie te często się powtarzają i gdy w ciągu kilku minut słyszymy po raz kolejny "Fisher ty palancie! Załatwimy cię, wiemy, że tam jesteś" powoli krew nas zalewa (choć jesteśmy cali i zdrowi ;)
A, jeszcze jeden graficzny babol - leżące na progu ciało nie przeszkadza w swobodnym zamykaniu i otwieraniu się drzwi.

splinter cell: conviction recenzja gry

Gameplay
Wiemy już, że gra ma interesującą fabułę i została przyzwoicie wykonana ale dopiero w gameplay zaczyna się ostra jazda.
Fisher w grze nie jest zwykłym agentem, przypomina raczej jakiegoś wysportowanego Ninja, który wspina się, skacze, chowa i uderza z szybkością błyskawicy. To gość, który łamie kręgosłupy niczym patyczki po lodach i w ciągu kilku minut bez zająknięcia eliminuje dwudziestu uzbrojonych facetów.

To co najbardziej podoba mi się w Splinter Cell: Conviction to duża swoboda prowadzenia rozgrywki i możliwość grania we własnym stylu. No może bez przesady: rozwiązania czysto siłowe niczym z Modern Warfare na niewiele się zdadzą i będziemy musieli w nieskończoność powtarzać kolejne fragmenty gry. Rozpoczynając zabawę popełniałem właśnie ten błąd: jak w zwyczajnym FPS widząc kilkunastu wrogów ochoczo otwierałem ogień i po kilku sekundach już leżałem w kałuży krwi. A wystarczyło włączyć alarm w pobliskim samochodzie, zainteresować tym strażników i przejść niezauważonym przez nikogo. W Splinter Cell trzeba myśleć i kombinować co zrobić i niejednokrotnie brak jakiegokolwiek działania jest najlepszym rozwiązaniem. Każdy z 10 etapów jest więc pewnego rodzaju łamigłówką - musimy zrealizować jakiś cel ale jak tego dokonamy zależy wyłącznie od nas. Gra w tym sensie nie jest liniowa - możemy wytrzebić wszystkich co do nogi, albo nikogo nawet nie drasnąć, it's up to you! Poszczególne lokacje wyposażone są w różne elementy mogące pomóc w osiągnięciu celu. Są tam więc okna, które można otworzyć by schować się na zewnątrz budynku, różne rury i rynny po których możemy się wspinać czy wyłomy w podłodze, w których możemy przycupnąć i czekać na nadarzającą się okazję.

Główny bohater w grze może korzystać z całego arsenału umiejętności - jest świetny w walce wręcz a zabicie jednej osoby jest premiowane wspomnianym Mark & Execute. Po udanym bezpośrednim starciu, w trakcie którego przeciwnikowi gruchoczemy kości, wystarczy zaznaczyć kolejnych ludzi do odstrzału i wcisnąć guzik - proste! Fisher automatycznie załatwi resztę, precyzyjnie celując w środek czoła i pociągając za spust. To świetna opcja, motywująca do podchodzenia wroga i cichego rozprawiania się z nim. Obok walki wręcz, grając mamy do wyboru kilkanaście rodzajów broni (część staje się dostępna w dalszej części gry) i garść gadżetów (np. granaty oszałamiające).
Grając pamiętajmy, że ciemność jest naszym największym sprzymierzeńcem: możemy strzelać do wszelkiego rodzaju źródeł światła albo zwyczajne je gasić zwiększając tym samym nasze szanse. Poruszając się powinniśmy uważać na różne przedmioty ponieważ ich potrącenie powoduje hałas i wzbudza niepotrzebne zainteresowanie. Trochę brakowało mi opcji ukrywania ciał zabitych wrogów (podobno dostępnej w poprzednich częściach) i ataku nożem. W Conviction pozbawiając kogoś życia możemy być pewni, że za chwilę ten fakt zostanie zauważony i wywoła alarm.

Odkrycie przez przeciwników zwłok towarzysza, potrącenie przedmiotu czy inne błędy popełniane przez Sama nie oznaczają jeszcze tragedii, właściwie dopiero wtedy gra zyskuje na dynamice. W podejrzanym miejscu pojawia się grupa przeciwników i rozpoczyna poszukiwania. Ostatnia znana pozycja Sama jest wizualizowana w postaci białego zarysu postaci i właśnie tam udadzą się tropiący go zabójcy. Tymczasem Fishera już tam dawno nie ma, schował się pod podłogą albo zawisł na gzymsie by uderzyć po chwili jeszcze skuteczniej. Trzeba przyznać, że AI naszych adwersarzy stoi na wysokim poziomie - gdy tylko zauważą coś podejrzanego wszczynają alarm i krzycząc „Fisher, ty dupku, i tak cię znajdziemy!" starają się go inteligentnie namierzyć.
Słowem gra w Splinter Cell: Conviction przypomina trochę zabawę w kotka i myszkę: Sam eliminuje kilku kolesi, popełnia błąd, wszczyna alarm, znika, eliminuje i tak w kółko. Single player wystarcza na około 7-9 godzin gry ale Conviction ma również dodatkową część co-op, która przedłuża rozgrywkę o kolejnych kilka godzin. Dodatkowo grając w multiplayera (mini trzeba powiedzieć bo tylko dla dwóch graczy) uzyskujemy jeszcze kilka odpowiedzi na pytania postawione w całej grze, także zachęcam wszystkich do przejścia obu części.

Werdykt
Splinter Cell: Conviction przeszła niemal niezauważenie gdzieś pomiędzy większymi tytułami jak GoW3 i Red Dead Redemption. Wydaje mi się, że gra zasługuje na większe zainteresowanie: fabuła i prezentacja są dobre a sama gameplay znakomita. Nowymi i miłymi akcentami w grze jest system ostrzeżeń, Mark & Execute, Last Known Position, tutoriale i reminiscencję wcześniejszych odcinków. Chociaż zabrakło umiejętność chowania ciał i walki wręcz z użyciem noża to i tak rozgrywka jest bardzo dobra. Jeżeli lubicie sensacyjne gierki akcji to kupując Conviction z pewnością nie będziecie rozczarowani. Szczerze w każdym razie polecam.

Oryginał artykułu znajduje się na portalu społecznościowym o grach Gameo

---

pikej


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz